#4 RECENZJA: My Secret: eyeliner i sypki cień

Witajcie po dość długiej nieobecności! Dzisiaj znowu przychodzę z recenzją, ale za niedługo zamierzam zabrać się za makijaże, porady, które mam nadzieję, że z wielką chęcią przeczytacie. Przechodząc do rzeczy. Na miły powrót do domu, od cioci dostałam parę drobnych kosmetycznych prezentów, jednym z  nich są właśnie rzeczy wymienione w tytule.


Zacznijmy od marki - My Secret. Dostępna w naturze oraz online. Marka niedroga, drogeryjna. Koszt tego nie przekracza 10 zł, a teraz, gdy jest promocja w naturze -40% może zaopatrzeć się w nie za grosze.
 Mam już kilka rzeczy od nich i nie mogę się nadziwić za jak niską cenę dostaję tak wysokiej jakości produkty, które są idealnymi zamiennikami droższych, markowych wytworów. Zacznijmy od sypkiego cienia.



Nazwa: star dust, nr 7. Pojemność: 3g. 
Jak mówi producent: jest to sypki cień o lekkiej konsystencji i dużej zawartości pigmentu. trwały efekt, cień utrzymuje się przez wiele godzin. Głębokie, soczyste kolory sprawią, że każdy twój makijaż będzie niewiarygodnie piękny. I w 100% się z nim zgadzam. Cień pod palcami jest jak aksamit. Ja nakładam go palcem aczkolwiek równie dobrze można to zrobić pędzlem.Genialnie się rozprowadza, blenduje oraz łączy z innymi cieniami. Moim zdaniem jeden z lepszych pyłków, daje niesamowity efekt glow, który utrzymuje się bardzo długo. Nie osypuje się w ciągu dnia - a to najwazniejsze. Mam już co do niego plany więc za niedługo zobaczycie go w akcji.


 Nazwa: glam specialist eyeliner, matowy. Pojemność: 4ml.
Producent zapowiada: Eyeliner glam specialist to wyjątkowy specjalista od niepowtarzalnego makijażu, Cienki pędzelek umożliwia łatwą aplikację. Nie rozmazuje się. Efekt widoczny przez cały dzień. I rzeczywiście tak jest. Z racji budowy mojego oka dość często eyelinery odbijają mi się na powiece, ten tego nie robi. Jest dość gęsty, ale przy tym bardzo łatwo się rozprowadza. Moim zdaniem jedynym jego minusem jest pędzelek, który jest zdecydowanie zbyt długi i nie do końca dobrze ścięty, co owocuje tym, że ciężko będzie niewprawionym osobom narysować precyzyjną kreskę. Jednakże jest zadowolona z jego trwałości, tego jak wygląda na oku. Intensywna, butelkowa, zimna zieleń pięknie podbija zieloną tęczówkę. Jest wart uwagi, a ze względu na jego cenę myślę, że skuszę się na inne kolory. Tak jak do poprzednika, do niego też mam pewne plany, które za niedlugo ujrzycie.

Podsumowując. Cień zaskoczył mnie swoją jakością, pigmentacją. Mam nadzieję, że nie tylko ten odcień jest taki, ale i cała reszta. Eyeliner wywołał u mnie podobną reakcję aczkolwiek jest pewien niedosyt. Być może przez pędzelek. Zobaczymy jak będzie się dalej sprawował i na pewno dam Wam znać. Mimo wszystko polecam!

1# HAUL: Rossmann: całe 3 tygodnie promocji -49% i nie tylko

Witajcie! Dzisiaj przychodzę do Was z haul'em z Rossmanna. Pewnie już macie ich dość, bo jest tego od cholery w Internecie, ale postanowiłam się "pochwalić" tym co zdobyłam na tych ogromnych promocjach w przeciągu tych 3 tygodni.

1. tydzień:
- puder, Soft compact powder, Manhattan, nr 0 "transparent"
- róż do policzków, Wibo nr 6

2. tydzień:
- Bielenda, Balsam do ust, Słodka truskawka
- Alterra Hydro, Krem pod oczy, Winogrona Bio & Biała Herbata Bio
- Miss Sporty, maskara, Studio Lash instat volume, nr 001 BLACK
- Wibo, Eyebrow Stylist
- Lovely, zestaw cieni wypiekanych nr 9

3. tydzień:
-Wibo, pomadka i balsam do ust, 2w1 z masłem shea, Jusicy Color Lipstick, nr 3
- Wibo, pomadka do ust z formułą długotrwałą, Lips to kiss, nr 7


Mam nadzieję, że Wy również skusiliście na tak duże promocje i kupiliście coś na co od dawna polowaliście lub chcieliście przetestować. Mnie niestety nie udało się dorwać paletki z Wibo Natural Eyeshadow, ale nie wszystko stracone, mam za to parę innych produktów, które z chęcią przetestuję i podzielę się z Wami opinią.

3# RECENZJA: Chińskie pędzle

Cześć! Po ponad miesiącu testowania przychodzę do Was z kolejną dość istotną i myślę pomocną recenzją. Dziś przeczytacie coś o pędzlach, które, moim zdaniem, idealnie nadają się dla wszystkich osób zaczynających bawić się makijażem, ale również dla takich, które mają dość spore pojęcie o tym, ale poszukują tanich, dobrych narzędzi do pracy.

Zanim zamówiłam te pędzle, w swojej skromnej kolekcji (zrobię osobą podstronę z tym, będę aktualizować byście mogli podglądać co tam nowego się pojawia) miałam już parę, ale jednak ciągle za mało. Postanowiłam coś z tym zrobić i trochę za sprawą mojej koleżanki, ale również przez ciekawość poszperałam w Internecie i takim oto sposobem dorwałam tych 10 pędzli przedstawionych na zdjęciach poniżej. 


Ich cena waha się od 24 do 30 złotych na allegro. To bardzo mało jak za taka ilość pędzli, które są naprawdę dobrej jakości. Można je dostać w dwóch wariantach kolorystycznych: ze złotą skuwką lub ze srebną. Z wyglądu bardzo przypominają pędzle Hakuro, ale wiadomo - trochę im do nich brakuje. Na rękojeściach nie ma żadnych napisów, jak to bywa w przypadku innych marek. Ich włosie jest syntetyczne, bardzo miękkie, dobrze przycięte. Nie robią smug, gdy nakładamy kremowe produkty, co jest dość ważne, zwłaszcza przy podkładzie. Dodatkowo są lekkie, dobrze wyważone przez co praca z nimi staje się jeszcze przyjemniejsza i wygodniejsza. Po umyciu nie zmieniają swojego kształtu, co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach. Jedynym minusem jaki zauważyłam w ich używaniu to fakt, że pochłaniają strasznie dużo podkładu. Normalnie, gdy nakładam go dłońmi jedna pompeczka w zupełności wystarcza mi na pokrycie całej twarzy. Tutaj niestety muszę dołożyć jeszcze z jedną, półtora, zależy od gęstości fluidu. Jak wiemy pędzle wchłaniają takie produkty, ale te niestety zdecydowanie za dużo. Niemniej jednak z chęcią po nie sięgam i w obliczu wielu zalet, ta nie sprawia mi jakiegoś większego dyskomfortu.

Teraz po kolei opowiem Wam trochę o każdym z pędzlu, do czego ja go używam, do czego się nadaje i etc.
Pierwszy: Jest to duży pędzel, skośne ścięty, płaski. Używam go często do nakładania bronzera lub rozcierania. Nadaje się również do każdego innego rodzaju pudrów, zwłaszcza mineralnych.


Drugi: Jest to puchaty pędzel, mocno zbity, niby ścięty skośne ale jednak półokrągły. Jak widać po zdjęciu (niestety nie umyłam wszystkich) używam go do różu, głównie do różu. Czasami zdarzy mi się nałożyć nim puder, ale bardzo rzadko. Nadaje się on również do podkładu, czy rozcierania rozświetlacza/różu/bronzera.


Trzeci: Duży, puchaty, zbity, półokrągły - idealny do nakładania podkładu jak i do produktów mineralnych, sypkich. Ja używam go do nakładania pudru, choć początkowo do fulidu/kremu BB. 


Czwarty: Duży, płaski, dobrze zbity. Ja używam go do podkładu, który nakładam "ruchem" stemplującym, a nie rozcierającym, gdyż tak zapewnia mi to większe krycie, a ten pędzel idealnie się do tego nadaje, bo jak przeczytaliście wcześniej jest płaski, równo ścięty. Nadaje się też do pudrów wszelkiego rodzaju. 


Piąty: Zwężający się ku górze, dobrze zbity - idealny do rozświetlacza, czy rozcierania korektora pod oczy. Górną częścią możemy nałożyć rozświetlacz/korektor pod łuk brwiowy, nad niego czy na nos lub łuk Kupidyna. Dodatkowo sprawdzi się przy konturowaniu nosa za sprawą zwężającej się końcówki. 


Szósty: Jest to pędzel mały, niezbity, ścięty na półokrągło. Ja używam go zwykle do nakładania korektora, ale świetnie nada się do rozcierania cieni, czy w ogólnie ich nakładania. 


Siódmy: Zwężający się ku górze, mocno zbity. Idealny do wklepywania cieni, podkreślenia dolnej powieki, czy zaznaczenia załamania górnej powieki. Można go również użyć do wyczyszczenia obszaru pod brwią.



Ósmy: Płaski, skośne ścięty. Początkowo używałam go do korektora, ale nie zdał egzaminu.Teraz albo nakładam nim bronzer na nos lub cienie w załamanie powieki, ale także rozświetlający cień w wewnętrzny kącik oka. Moim zdaniem do tego się nadaje idealnie.


Dziewiąty: Puchaty, delikatnie skośnie ścięty. Świetny do blendowania cieni. 


Dziesiąty: Puchaty, półokrągły. Stosuje go nie tylko do nakładania cieni, ale również do ich blendowania. 


I co o nich myślicie? Dajcie znać, czy dokonalibyście zakupu, czy wolelibyście zaoszczędzić i wydać na jakieś markowe. Osobiście uważam, że nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Ich włosie jest zdecydowanie lepszej jakości niż pędzli z Rossmanna z serii For Your Beauty, tych z tymi białoszarymi rękojeściami. Zdają egzamin.


1# Makijaż wieczorowy

Witajcie! Dzisiaj, po ciężkim weekendzie przybywam z moim pierwszym makijażem i cudowną modelką, na którym go wykonałam. Proponuje wam makijaż wieczorowy, ale jeżeli ktoś lubi mocniej zaznaczyć oko to i na dzień się nada. Wykonany paletką Naked Chocolate z Make Up Revolution, której recenzja pojawi się za niedługo. Mam nadzieję, że efekt końcowy, który Wam pokaże spodoba się i spróbujecie go odtworzyć.






I jak oceniacie? Dajcie znać w komentarzach. Już za niedługo kolejny makijaż i kolejna porcja recenzji. Zapraszam! :)

#2 RECENZJA: Avon clear skin pore penetrating: maseczka i peeling

  Witajcie po dość długiej mojej nieobecności. Niestety niezgodnie z grafikiem pojawia się druga recenzja, bo makijaże wymagają trochę większego nakładu pracy, ale z pewnością będą.


  Dzisiaj przybywam, jak tytuł mówi, z maseczką i peelingiem z AVON. Gdy wybierałam kierowałam się głównie potrzebami mojej skóry, która aż wołała o pomoc, a ja zwykle ją ignorowałam. Ten zestaw, który stosują już od dobrego miesiąca, cudownie wyleczył mi cerę, która teraz prezentuje się nienagannie. Zacznijmy od peelingu.


  Producent pisze, że jest to peeling głęboko oczyszczający pory. Opracowany został przy wykorzystaniu technologii zwężania porów. Usuwa zatykające pory zanieczyszczenia oraz nadmiar sebum. Jego konsystencja jest zbita i pod palcami wyraźnie czuć drobinki. Gdy pierwszy raz go używałam byłam dość mocno zaskoczona, gdyż po nałożeniu na delikatnie wilgotną skórę oraz rozprowadzeniu go poczułam przyjemny chłód na twarz oraz miętowy zapach, co tylko dodawało komfortu przy stosowaniu. Wiele razy spotkałam się z peelingami, które z założenia miały oczyścić skórę, pory, usunąć suche skórki i zmniejszyć wydzielanie sebum, ale prócz ścierania naskórka nie robiły nic więcej. Ten, w przeciwieństwie do tamtych, to co obiecuje nam producent. Już po 2 tygodniach stosowania zauważyłam większe zmiany. Oczyszczone pory, brak wyprysków i zmniejszone wydzielanie sebum. Cera znacznie w lepszej kondycji. Używam go 1-2 razy w tygodniu wraz z maseczką. Przechodząc do niej.


  Maseczka to jakby uzupełnienie i kolejny krok w pielęgnacji tą serią. Jest głęboko oczyszczająca pory z glinkami mineralnymi. Jest dość gęsta i zasycha na jasnoszary kolor, pękając. Zwykle przy ustach i okolicach nosa, ale nie robi to większego znaczenia w jej używaniu.


  Nakładając ją po raz pierwszy myślałam, że będzie to mniej więcej taka sama maska jak ta, o której na youtube jest bardzo głośno. Jednak moim zdaniem ta jest lepsza, wygodniejsza i nie trzeba tak bardzo uważać na brwi, bo kompletnie ich nie wyrywa. Zmywamy ją po około 15-20 minutach ciepłą woda. Faktem jest to, że strasznie brudzi wszystko dookoła, ale to jak działa zupełnie przewyższa tą mała wadę podczas jej używania. Cera jest widocznie oczyszczona, rozświetlona. Nie ma się uczucia ściągnięcia skóry, nie przesusza zbyt mocno. 

  Podsumowując. Są to dwa świetne produkty, które robią to czego właśnie od nich oczekujemy. Najlepsze będzie dla tych, które mają mieszaną lub tłustą cerę. Pomoże pozbyć się świecenia w ciągu dnia, wygładzi skórę i oczyści ją maksymalnie. Ich cena nie przekracza 15 zł/sztukę (ja dostałam odpowiednio za 6,99 zł i 9,99 zł). Pojemność to 75 ml, dość sporo jak na takie produkty. Moim zdaniem, jedne z tych kosmetyków pielęgnacyjnych dla których warto jest zajrzeć do katalogu AVON.

#1 RECENZJA: Paletka cieni MUA "Romantic Efflorescence"

  Cześć wszystkim! To właśnie dzisiaj jest ten dzień kiedy ruszam z prowadzeniem tego bloga. Zaczynamy, zgodnie z grafikiem, z recenzja. Dziś będzie to niedroga paletka cieni z Make Up Academy "Romantic Efflorescence".

  Prawdą jest to, że na paletki MUA polowałam bardzo długo i nigdy nie umiałam się zdecydować. Przyszedł jednak czas świąt Bożego Narodzenia i musiałam wybrać sobie, na cito, coś na prezent. Przejrzałam praktycznie cały asortyment strony kosmetykizameryki ciągle mając w głowie "Dorota, pamiętaj o cieniach". Po krótkiej chwile namysłu i po paru radach stwierdziłam, że tą którą wybiorę będzie Romantic Efflorescence i... jestem zachwycona.
  Cena to zaledwie 20,99 zł. W zamian dostajemy 12 cieni i obustronną pacynkę, którymi wykonamy makijaż dzienny jak i wieczorowy (propozycje pojawią się wkrótce).
  Zaczynając od górnego rzędu. Pierwszy cień "mesmeric". Jest matowym beżem (z nutką różu). Stanowi świetną bazą na całą powiekę oraz idealną opcje na zmatowienie łuku brwiowego przy mocniejszym makijażu. Kolejnym jest "tempt" - przepiękna, z delikatnymi drobinkami śliwka. Idealnie podkreślająca zieloną tęczówkę. Następnie  "corrupt" - najzwyklejszy czarny, matowy. Co tu dużo mówić - przydaje się w wielu makijażach, może nawet zastąpić, z powodzeniem, eyeliner. Cieszę się, że jest w tej paletce dla niego miejsce. "Obsessed" to odcień chłodnego brązu z drobinkami.
"obsessed" vs "bewitch"
"Lavish"- matowa kawa z mlekiem, doskonała do zaznaczenia załamania. I na koniec przepiękne mieniące się złoto - "flery". Kącik oka, cała ruchoma powieka, czy dolna - fantastycznie dodaje charakteru prostemu makijażowi.
  Dolny rząd, tak jak w przypadku górnego, zawierają 3 matowe cienie. Począwszy jednak od strony lewej. "Bewitch" - tym razem to zdecydowanie cieplejszy brąz z drobinkami. "Magnet" to jeden z moich ulubionych w tej paletce cieni. Matowa, gorzka czekolada. Uwielbiam podkreślać nim dolną powiekę, zewnętrzny kącik oka, czy narysować delikatną kreskę przy górnych rzęsach. Jego zużycie możecie zobaczyć na zdjęciach - tak bardzo go kocham. "Exposed" trudno określić. Szary zmieszany ze srebrem z drobinkami. Choć na taki nie wygląda opalizuje na złoto"Siren" to matowy odcień fioletu. "Reveal" to czyste, połyskujące srebro. Doskonały do wieczornych makijaży lub rozświetlenia dziennego. I na koniec czekolada mleczna "captivate". Matowy, kolejny do załamania powieki lub delikatnego przyciemnego zewnętrznego kącika oka.
            
Górny rząd od "flery"
Dolny rząd od "captivate"
  Jeśli chodzi o ich trwałość to jest bardzo dobra. Co prawda głównie używam ich na bazę z Wibo lub korektor z Catrice, ale same w sobie też są okej. Na bazie wytrzymują ok. 10h nie ścierając się, czy osypując. Oczywiście, przy aplikowaniu możemy się tego dopatrzeć, ale generalnie zdarza się to przy nabieraniu. Za taką cenę i ilość cieni jestem w stanie przymknąć na to oko. Pudełko choć bez lusterka nie jest wykonane z bardzo taniego plastiku. Trzyma się dobrze, choć już parę razy zdołało upaść. Ich pigmentacja jest bardzo dobra, co można zobaczyć na zdjęciach (bez bazy), a co najważniejsze - można ją stopniować! Świetna na prezent dla kobiety rozpoczynającej przygodę z makijażem.


© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon